Na B2B. Na zleceniu. Na umowie o dzieło. Nie wszyscy w tej formie świadczą pracę, bo muszą. Dynamicznie rośnie grupa tych, którzy tak chcą i w tym widzą swoją zawodową przyszłość. To giggersi. Czy gig ekonomia to ekstrawagancja, czy może jednak recepta na brak specjalistów na rozgrzanym rynku pracy? Jak wygląda „typowy dzień pracy” giggera? Czy jest miejsce na ten model działalności w rekrutacji?
Od początku 2020 roku wszyscy jesteśmy świadkami błyskawicznego rozwoju nowych technologii i online’owych narzędzi. Jesteśmy mieszkańcami globalnej wioski, która wciąż się rozwija i wciąż nas zaskakuje. Ta gwałtowna digitalizacja wpłynęła również na naszą pracę.
Wiele osób zaczęło szukać nowego sposobu na życie – potrzebowali zmiany, „redukcji” biegu, odskoczni. Często też klasyczny „etat” przestał być bezpieczną przystanią. Pojawiły się nowe ryzyka, ale przede wszystkim nowe szanse.
Gig economy, giggersi, crowdsourcing – o co w tym wszystkim chodzi?
Gig economy w wolnym tłumaczeniu to po prostu ekonomia pracy dorywczej. Nie jest to oczywiście, jak napisano wyżej, nowe zjawisko. Szybki rozwój technologiczny, który przyczynił się do tego, że obecnie mamy możliwość pracy z każdego miejsca na ziemi, sprawił, że zniknęły bariery wejścia i każdy może z łatwością znaleźć dorywczą pracę.
Co ważne, w przypadku wielu osób praca dorywcza staje główną pracą. Osoby te rezygnują z działań na rzecz jednego pracodawcy i jako freelancerzy realizują projekty dla wielu zleceniodawców. Tę grupę określa się właśnie mianem giggersów. Dla nich w pracy kluczowa jest elastyczność i swoboda – samodzielne zarządzanie sobą i projektami w czasie.
„Giggersi nie chcą pracować zza biurka w godzinach 8-16, ale cenią sobie niezależność – możliwość pracy, kiedy i gdzie chcą. Dzięki temu mogą przeplatać życie prywatne z zawodowym i działać w myśl popularnej obecnie zasady work-life fit, która coraz częściej zastępuje work-life balance rozumiane jako wyraźne oddzielanie pracy od życia prywatnego” – zauważa Karolina Korzeniewska, ReX Manager platformy ReX.
Giggersi to freelancerzy, ale także osoby pracujące tymczasowo, niezależni kontraktorzy i konsultanci. Tym mianem możemy określić zarówno kierowcę Ubera, jak i copywritera czy HR Business Partnera pracującego na własny rachunek.
W tym miejscu warto wprowadzić kolejne pojęcie, jakim jest crowdsourcing. To nic innego jak outrsourcing, czyli zlecanie jakiegoś zadania na zewnątrz, ale nie jednej firmie/osobie, a całemu tłumowi (ang. crowd). Jeff How, twórca tego pojęcia, twierdził, że dzięki korzystaniu z mądrości tłumu można szybciej rozwikływać problemy oraz wybierać najlepsze rozwiązania. To wszystko przy stosunkowo niewielkich nakładach finansowych.
Wiele firm wdraża crowdsourcing u siebie na szeroką skalę i organizuje np. konkursy na koncepty nowych produktów/usług, w których każdy może wziąć udział. Nad propozycjami myślą dziesiątki, setki czy tysiące osób, firma generuje mnóstwo pomysłów, a finalnie nagradza najlepszych autorów. Rozwiązanie banalnie proste i jednocześnie niezwykle efektywne.
Z crowdsourcingu w takim wydaniu korzysta np. firma Lego w ramach inicjatywy Lego Ideas. Innym popularnym projektem był „Bank Pomysłów” stworzony kilka lat temu przez BZ WBK (obecnie Santander Bank Polska), gdzie użytkownicy mogli zgłaszać sugestie, jak udoskonalić produkty i usługi banku.
Crowdstaffing, czyli gig economy w rekrutacji
Giggersi coraz aktywniej działają także w sektorze HR. Możemy to zaobserwować choćby w obszarze rekrutacji. Tutaj także pojawiło się i wciąż pojawia wiele narzędzi online, które umożliwiają i usprawniają codzienną pracę freelancerów. Mowa choćby o platformach crowdstaffingowych, które łączą ze sobą rekruterów-freelancerów i klientów.
Crowdstaffing to bowiem nic innego, jak właśnie metoda rekrutacji, w której tłum rekruterów poszukuje odpowiednich kandydatów dla klienta w ramach konkretnego zlecenia.
„Platformy crowdstaffingowe są cenione przez rekruterów za to, że zapewniają im projekty i jednocześnie dają pełną swobodę działania. Rekruter może pracować na własnych zasadach skupić się na tym, na czym zna się najlepiej, czyli po prostu na rekrutacji. Kwestiami formalnymi czy pozyskiwaniem zleceń zajmują się natomiast dedykowani project managerowie – tak to wygląda w przypadku naszej platformy ReX. Rekruter otrzymuje też wsparcie merytoryczne, może brać udział w szkoleniach, które pozwalają mu rozwijać swoje umiejętności lub nabywać te zupełnie nowe. Wierzymy w moc reskillingu i upskillingu, dlatego kładziemy bardzo duży nacisk na dostarczanie wiedzy i inspiracji naszym ReX Rekruterom” – wyjaśnia Karolina Korzeniewska z ReX.
Czy gig economy to przyszłość rynku pracy?
Według raportu Morgan Stanley do roku 2027 freelancerzy mogą stanowić nawet ponad 50% amerykańskich pracowników. Z kolei w raporcie EY zatytułowanym „GIG on. Nowy Ład na rynku pracy” czytamy, że również w Polsce będziemy obserwować intensywny wzrost liczby giggersów.
Osadzona w sztywnych ramach umowa o pracę przestaje odpowiadać coraz większej liczbie osób. Zwłaszcza młodsze pokolenia nie są zwolennikami takiego formalizmu i „siedzenia w pracy od do”. Cenią sobie za to niezależność, nie boją się zmian i chcą podejmować wyzwania – pracować na konkretnych projektach, ale na własnych zasadach.
Co przyniesie przyszłość? Patrząc na wydarzenia z ostatnich dwóch lat, z pewnością trudno snuć konkretne przewidywania. Możemy się jednak spodziewać, że coraz więcej osób będzie szukać swojej drogi zawodowej właśnie w modelu gig economy, stawiając na elastyczność i różnorodność. Także druga strona – pracodawcy – z pewnością dostrzeże potencjał giggersów i być może w nadchodzących latach firmy zaczną poszukiwać coraz większej liczby niezależnych talentów w miejsce etatowych pracowników. To zapewni organizacjom nie tylko oszczędności kosztowe, ale też pozwoli w jeszcze większych stopniu dobierać konkretne osoby do konkretnych zadań.
Czytaj też: Make recruitment simple again: tradycja vs. crowdstaffing