Moja wymarzona randka z rekruterką

Moja wymarzona randka z rekruterką

Wybija 10.00 i żwawym krokiem wchodzę przez przeszklone drzwi. W moją stronę kieruje się właśnie uśmiechnięta dziewczyna. Wyciąga do mnie dłoń na przywitanie i zaprasza do pokoju obok.

Jestem kandydatem. Na razie, bo wierzę, że czeka nas coś więcej. Jestem tu, by zawrócić jej w głowie tak, by chciała mnie widzieć od poniedziałku do piątku. Uśmiecha się. To dobry znak. Rozmowa nam się ułoży, bo oboje mamy dobrą energię.

Choć wiem jak jest. Ostatnio sam byłem rekruterem. To niełatwe i odpowiedzialne zadanie. Nawet rzekłbym „wyzwanie”. Najpierw spośród wszystkich kandydatów musiała zrobić preselekcję, by zdecydować kogo dopuścić do rozmowy. I już tu mogła się nieźle pomylić.

Każdy próbował omamić ją swoimi zdolnościami i z dumą pokazywał, co ma najlepszego do zaoferowania. Często ulegała pierwszemu wrażeniu, ale nie można jej za to winić. To taka nasza ludzka cecha. Dajemy szansę tym, którzy po prostu do nas pasują. Ja najwyraźniej jej pasowałem i teraz mogę popatrzeć jej głęboko w oczy. Uff!

Pozostali nie mieli tyle szczęścia. Ten jej się nie spodobał, bo miał za sobą za mało doświadczeń. Inny nie znał się na tym, na czym jej zależało. W głowie wysyłała jednych w prawo (na stos akceptowanych), reszta – tych odrzuconych, szła w lewo. Jak w aplikacji randkowej. Z tym że tutaj z większymi konsekwencjami niż „brak dopasowania”.

Nie wszystkiego była pewna. Wiadomo, często decydują detale. Ci najbardziej odpowiedni dla niej mogli z jakiegoś powodu trafić na stos po lewej. Trudno, zdarza się. Tak działa instynkt. Równie dobrze mogli dojść do samego końca, ale przez jakiś drobiazg, zostać odprawieni z kwitkiem na finiszu.

Kończę wewnętrzny monolog i znów jestem w pokoju. Spotkanie jest u niej i na jej zasadach – myślę. Wie dobrze, że między dwojgiem ludzi jest coś takiego jak „lustrowanie”. Traktuje mnie dobrze, więc odzwierciedlam ten feeling.

Zaczyna z odpowiednią energią, nakręcając świat dookoła w taki sposób, jakim chce go widzieć. Jest pięknie. Zauważam to i dostrajam się do otoczenia. Nie stresuję się. Teraz czeka na mnie garść pytań.

Widzę już, że przeczytała moje CV. Nie zadaje mi pytań o to, gdzie pracowałem, ale jakie obowiązki wykonywałem i jak sobie z nimi radzę. Zauważa coś, co ją mocno kręci, więc ciągnie temat, próbując z niego wywnioskować moją osobowość. Sprytne i praktyczne.

Gdzie się widzę za kilka lat? – w moją stronę leci klasyczne pytanie. Hmm, nie znamy się tak dobrze, żeby zdradzać wszystkie sekrety od razu 😉 Ale ok, wierzę, że dotrzyma słowa i jeśli powiem jej, że najpóźniej za dwa lata będę szukać nowego obiektu westchnień, nie potraktuje tego jako wady. Chcę tylko by mi uwierzyła, że przez te 2 lata będę się starać, by były one dla nas niezapomniane.

Dochodzimy do mitycznego: ile chciałbym zarabiać? Umówmy się, chciałbym zarabiać tyle, że nawet Warren Buffett pokręciłby nosem. To jest zawsze kalkulacja w stylu: jesteś atrakcyjna, to muszę zwalić Cię z nóg. Tak dla sprawdzenia.

Ale ona była przygotowana. Piłeczka jest po jej stronie, bo wcześniej w ogłoszeniu podała choćby widełki. Max mi odpowiada, a ponieważ go nie przeskoczę, więc… niech będzie.

Znów przy tym odpływam gdzieś myślami. Przypominam sobie co sam robiłem jako jednorazowy rekruter. Chciałem wszystkie bolączki zmagań w rekrutacjach zniwelować do zera. Pewnie mi się nie udało, ale próbowałem.

I mam wrażenie, że nieźle mi poszło. Byłem zdumiony jak ludzie fantastycznie reagują na to, co powinno być naturalne. Teraz cieszę się z czegoś innego. Jestem tu jako kandydat i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jej też się udało. Choć to jeszcze między nami nie koniec…

Wierzę, że po spotkaniu będzie tą samą profesjonalistką jak teraz w pokoju. My „tylko” rozmawialiśmy i nic wielkiego się nie wydarzyło. Wiem, że po czymś takim trudno jest zadzwonić. Ale… ja tego potrzebuję! Nawet jeśli tak zawróciłem jej w głowie, że nie potrafi wydusić z siebie słowa, to byłoby miło, gdyby jednak spróbowała.

A co gdy mi powie, że wybrała innego? OK, zrozumiem i zaakceptuję jej decyzję. Jesteśmy przecież dorośli, prawda? Ale niech da mi odpowiedź, bo najgorsza w tym wszystkim jest niepewność. Ona sama też się lepiej poczuje, gdy jej po tym podziękuję.

Jeśli dobrze jej się ze mną rozmawiało, ale z jakiegoś powodu nie będzie nam po drodze, poda mi powód. Wie, że tak zwyczajnie po ludzku wypada. I wie, że to pomoże mi ulepszyć mój warsztat, by być lepiej przygotowanym na kolejną „randkę”.

Muszę jej podziękować za to jaka jest. Moja wymarzona rekruterka.

Ściskam,

Twój Pracownik Miesiąca

Źródło: www.pracownikmiesiaca.pl 

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

NEWSLETTER

HUMAN RESOURCES
HOT NEWS

OSTATNIO DODANE
SOCIAL HR CORNER