Nie każdy z nas jest wybornym pływakiem. Nie każdy jest królową kuchni z burzą blond niezwiązanych loków. Nie każdy z nas jest prezesem z pokerową twarzą i kotem Alikiem, i nie każdy z nas musi, albo powinien być kierownikiem – nawet, jeśli uparcie o tym śni po nocach i dniach…
W życiu ważny jest balans. Zasada złotego środka to uniwersalna metoda równoważenia spraw. W czasach, kiedy wartość człowieka definiowana jest poprzez jego rolę zawodową – chcąc nie chcąc, wszyscy dajemy się zapędzić do tej gonitwy po schodkach kariery, a przez to sami nie zauważamy, kiedy nasz apetyt przestaje iść w parze ze strawialnością – zarówno społeczną, jak i naszą – własną, pokarmowąJ.
W moim życiu zawodowym miałam okazję przyjrzeć się wielu przykładom tego, jak pęd po kierowniczą teczkę zmienił nie jednego. Póki był wyścig, często była energia do działania i maskowanie powodów, dla których ruszyło się po ową teczkę. Ludzie w walce o władzę, potrafią posunąć się do wielu, czasem najbardziej perfidnych zagrań, zapominając o tym, kim są, skąd pochodzą, po co jest ich życie i komu co zawdzięczają.
Z reguły, kiedy peleton po władzę wieńczyła uroczysta koronacja i nałożenie na głowę laurowych wieńców, wtedy rozpoczynało się prawdziwe kino. W wielu odcinkach, komediowo-dramatyczne, z ekranem, który na końcu mrugał w obłokach spalenizny powstałej na skutek zwarcia.
Co z nią jest nie tak? Wśród nas są tacy, którzy mają w sobie ogromną potrzebę sprawowania władzy. Zabrzmi to brutalnie, ale jesteśmy jak zwierzęta, posiadające instynktownie zapisaną hierarchię swojego bytowania i naturalną potrzebę funkcjonowania w określonej strukturze, gdzie ktoś komuś przewodzi, a drugi komuś podlega. Bez władzy trudno byłoby regulować nasze życie i oddziaływać na to, w jaki sposób działają inni i czy są w ogóle efektywni.
Niezależnie do tego, że stanowi ona nierozerwalną cześć naszej rzeczywistości, powiem głośno: nie każdy powinien ją sprawować.
To, jak bardzo potrafi ona uprzykrzyć życie, kiedy sprawuje ją niewłaściwa osoba, zaobserwujemy najbardziej, kiedy rozpocznie ona swoje „rządy”.
Pamiętajmy, że nigdy nie będzie ona remedium na własne problemy z poczuciem wartości i walkę z kompleksami. Także ktoś, to ma nadmierną potrzebę kontrolowania, powinien najpierw uporać z własnym, wewnętrznym brakiem zaufania, a dopiero potem zastanowić się, czy podoła takiej roli i po co chce ją sprawować. Kierownik zorientowany na zaspakajanie własnego ego z problemami, nigdy nie będzie nastawiony na rozwiązywanie zadań i rozwój. Z czasem doprowadzi do wielu patologicznych sytuacji, w których uwikła swoich współpracowników. Da sobie moralne prawo do generowania zdarzeń stojących w opozycji wobec zasad prawidłowego współżycia społecznego. Z czasem zaobserwujemy u niego swoiste uzależnienie od władzy, bo to ona daje mu złudne poczucie sprawowania kontroli, choć jego wewnętrzny chaos trwa nadal.
Ci, którzy uzależnieni są od władzy, nie będą szukać terapii, coachingu. Często nie będą zdawać sobie sprawy z faktu, jak wiele obszarów w ich wnętrzu wymaga przepracowania.
Tak naprawdę w kontakcie z kimś, kto jest naszym przełożonym i nie nadaje się do pełnienia tej roli, sami stajemy się uwikłani w tę patologiczną sytuację i mamy mocno ograniczony wpływ na nią. Z czasem będzie budził w nas coraz większą odrazę, a aprobata społeczna, o którą tak usilnie walczył, zamieni się w opór. Tym samym ziści się przekonanie o tym, że dookoła są sami wrogowie, z którymi należy walczyć.
Co zrobić, jeśli mamy do czynienia z szefem, który nigdy nim nie powinien być? Przeczekać z lichą nadzieją na to, że to minie, ale bez gwarancji, że tak właśnie się stanie… Albo odejść, bo skoro firma, w której pracujemy pozwala na zatrudnienie takiej osoby, oznacza to nic innego jak to, że sama trawiona jest przez chorobę nieudolności.
Nie bez powodu mówi się, że zwalniając się odchodzisz tak naprawdę od szefa, a nie organizacji. Zróbmy to z głębokim przekonaniem, że w naszym życiu to my jesteśmy szefami samych siebie i ustalamy reguły gry, która nam odpowiada.
Na koniec powiem, poniekąd dla pocieszenia, że wśród nas są o tacy, którzy mają naturalną predyspozycję przywództwa i wpływania na ludzi, ale bez konieczności „pchania się” do władzy za wszelką cenę. Dla tych ludzi władza nigdy nie będzie źródłem satysfakcji, ponieważ nie muszą dzięki niej potwierdzać swojej wartości. Znają też ciężar odpowiedzialności za sprawowanie władzy. Swoje ego definiują poprzez własne poczucie bycia w porządku.
I takich ludzi dookoła w Waszej pracy sobie i Wam życzę.