Wszyscy dokądś gonimy. Często nie mamy czasu. Robimy targety. Chcemy być piękni i młodzi, nalepsi i najszybsi, wytrwali i niezniszczalni. Każdy wiecznie coś musi, nieustannie się porównuje, a dzięki social mediom – odczuwa potrzebę autokreacji. A jak już autokreuje, to najczęściej w tle słychać odmieniany przez wszystkie przypadki: rozwój. Aż korci, żeby zapytać: ile rozwoju jest … w rozwoju?
Życie = rozwój gwarantowany
Świat i ludzie nieustannie podlegają przeobrażeniom. To, co było wczoraj dziś jest nieaktualne, a to, co nastąpi w przyszłości, często bywa nie do końca przewidywalne. Jednym słowem: jedyną pewną rzeczą w życiu człowieka jest zmiana! Czasem hipnotycznie kusząca, a nie raz chorobliwie przerażająca. Wymaga ona od nas zdolności adaptacji, gotowości na podjęcie ryzyka i otwartości na odnalezienie się w nowych okolicznościach. A jak zmiana, to i rozwój, bo jakże mówić o jednym bez drugiego? Tylko czy na pewno wszyscy wiemy, jak i w którym kierunku chcemy się rozwijać?
Istotą życia każdego z nas jest nieustanny proces nauki – czasem nie zdajemy sobie do końca sprawy z tego, ile sytuacji lub napotkanych ludzi zmusza nasz mózg do nauki czegoś nowego. Śmiało można powiedzieć, że stale rozwijamy się, tylko często robimy to w sposób nieświadomy. Mamy także luksus dokonywania własnych wyborów w zakresie tego, co chcemy rozwijać, a przez to brać udział we wszelkiej maści szkoleniach, coachingach, studiach, seminariach, webinariach, warsztatach… Możliwości jest wiele – nic, tylko przebierać jak w ulęgałkach. Jeśli do tego wszystkiego dorzucimy mityczne „możesz wszystko”, „sukces jest w twoich rękach”, „nie ma rzeczy niemożliwych”, „równaj do innych” głoszone przez wszelkiej maści mówców motywacyjnych, mentorów i pseudocoachów – ani się obejrzymy, jak dołączamy do peletonu rozwijającej się gawiedzi. Wszyscy radośnie uczestniczymy w tym wyścigu rozwijających się i szkolących, a tak naprawdę ilość zakończonych przez nas szkoleń, uzyskanych tytułów, wyeksponowanych dyplomów jest odwrotnie proporcjonalna do prezentowanego przez nas poziomu umiejętności lub wiedzy, także tej zawodowej.
Polski paradoks edukacyjny
Polska ma jeden z najwyższych odsetków ludzi z ukończonymi studiami wyższymi. W zasadzie to jod kilku lat esteśmy w światowej czołówce pod tym względem, a wśród wielu z nas ciągle pokutuje przekonanie, że bez ukończonych studiów nic nie osiągniesz w życiu. Paradoksem jest to, że jednocześnie wykazujemy postępującą u nas „erozję intelektualną”. Z najnowszych badań Biblioteki Narodowej wynika, że 38% Polaków czyta w ciągu roku „aż” jedną książkę. Tych, co czytają 7 i więcej książek, mamy w naszym 38 milionowym kraju zaledwie 9%! Pocieszający jest fakt, że chociaż audiobooki cieszą się popularnością, ponieważ 2,8 miliona ludzi korzysta z nich regularnie i tendencje w tym zakresie są wzrostowe. Jednocześnie, co 5 Polak nie potrafi zrozumieć i ocenić autentyczności przekazanych mu informacji. W tekstach pomijamy istotne elementy takie, jak nazwiska, liczby, nie wspominając już o wszelkiej maści niezgodnościach wartości matematycznych. Pikanterii dodaje fakt, że w dobie rozkwitu najnowszych telchonologii, kiedy 99% społeczeństwa ma telefon komórkowy, dostęp do internetu i w zasadzie non stop jest online, kuleje nasza… komunikatywność. Przykładów można by mnożyć wiele.
Praca a szkolenia
Tragizm w braku elementarnych umiejętności i wiedzy jest także bolączką, z jaką mierzą się pracodawcy. Bardzo często w ramach rekrutacji, chcąc zapewnić sobie gwarancję zatrudnienia odpowiedniego człowieka, z myślą o kandydatach przygotowane zostają zadania, symulacje, testy – nie zawsze ludzie chcą ochoczo poddać się „testowaniu samego siebie”, często nie potrafią zrozumieć, czemu owa praktyka ma służyć. Innym aspektem jest to, jak przez rekruterów realizowane jest sprawdzanie potencjału ludzi – często dalekie od profesjonalnej praktyki, albo będące, nie wiedzieć czemy, jedynym kryterium, wobec którego podejmowane są decyzje rekrutacyjne. Ale to już temat na osobne dywagacje.
Wracając do wątku szkoleń i rozwoju – potrzeba tego typu jest jednym z naczęściej słyszanych przeze mnie oczekiwań ze strony pracowników ubiegających się o dane stanowisko. I super, trzeba umacniać tego typu postawy i korzystać z możliwości, jakie daje nam współczesny świat, co do tego nie ma żadnych wątpliwości! Problem pojawia się około 3 sekundy później, kiedy z mojej strony pada pytanie: a jaki ma Pan/ Pani pomysł na swój rozwój? W którym kierunku chciałby/ chciałaby Pan/Pani podążać? Czy kiedykolwiek zastanawiała się Pani/ zastanawiał się Pan nad tym, jaka ścieżka rozwoju jest dla Pana/ Pani najlepsza? I wtedy zapada głucha cisza. Nieliczni potrafią przełknąć ślinę, wziąć wdech i zacząć mówić. Nagle okazuje się, że ten mityczny rozwój i szkolenia są trochę jak slogan, swoisty parawan, za którym się chowamy, a wiatr nadal wieje! Z jednej strony często braki w możliwości rozwoju i szkoleń bywają podstawą do poszukiwań nowej pracy, ale kiedy już przychodzi ten czas, aby zdefiniować dokładniej, co tak naprawdę nas rozwinie, dlaczego, po co i jak mi się to przyda w pracy, w życiu – temat gwałtownie się urywa.
I o ile brak tego typu świadomości bywa zrozumiały w przypadku młodych kandydatów, z niewielkim stażem, którzy trochę „szukają siebie”, zbierają doświadczenia i w odniesieniu do nich podejmują próbę odpowiedzi na to, co ich tak naprawdę ciekawi, czego chcą się bardziej nauczyć i w jakim kierunku podążać – o tyle, w przypadku ludzi z wieloletnim doświadczeniem, częstokroć piastujących stanowiska kierownicze, liderskie, sygnalizujących zewsząd, że rózwój jest dla nich najważniejszy, już nie.
Proszę nie zrozumieć mnie źle, bo biorę poprawkę na to, że wielu ludzi potrzebuje wsparcia w tym zakresie i może mieć na tym tle liczne rozterki, ale odnoszę wrażenie, że coraz częściej szkolimy się… dla samego szkolenia. Bezrefleksyjnie przemykamy przez kolejne slajdy prezentacji, webinary i warsztaty, nie zastanawiając się nad tym, czemu ma posłużyć akwizycja nowej porcji wiedzy. A jak przyjdzie co, do czego, nagle okazuje się, że mamy problemy z wieloma podstawowymi zagadnieniami i kompetencjami. I zaczyna się utyskiwanie o tym, że jakość pracy spada, bo mamy słabych fachowców, a przecież ci fachowcy ciągle się szkolą! Ileż to razy szef dający reprymendę pracownikowi mówi: ale przecież byłeś na szkoleniu! A sam – o ironio, ledwo co wrócił z bardzo profesjonalnych warsztatów bardzo profesjonalnej firmy szkoleniowej na temat przywództwa i motywowania zespołu. Obserwując ludzi odnoszę wrażenie, że na przestrzeni lat zapomniano o tym, że można być dobrym specjalistą w swojej dziedzinie i zgłębiać meandry określonej branży, bez konieczności masowej produkcji kolejnych dyplomów studiów podyplomowych, certyfikatów, z których nie wiemy, jak zrobić użytek później. Może czasem warto dwa razy zastanowić się, zanim wysupłamy kolejne pieniądze na tzw.edukację bez pomyślunku?
Wszyscy się szkolą, a robić nie ma komu
Niektórzy w ostatnich latach potrafią pokwapić się o odważną tezę mówiącą o tym, że profil polskiego pracownika nie pasuje do potrzeb rynku pracy i wymaga on głębokiej modyfikacji na poziomie kształcenia. Z jednej strony można odebrać to jako zarzut kierowany w stronę kandydatów, z drugiej zaś pokusić się o tezę, że to rynek pracy jest skostniały i niedopasowany do wiedzy, umiejętności ludzi. Rozwój techinologiczny powoduje, że w niedalekiej przysłości powstawać będą zawody, o których nam się obecnie nie śni.Szacuje się, że ponoć 65% dzieci będzie w przysłości pracować w zawodach, które jeszcze nie powstały! A trend lifelong learning, a więc „kształcenie po kształceniu” – podnoszenia jakości i zwiększenia atrakcyjności szkolnictwa oraz kształcenia zawodowego jest nieuchronny.
Ponoć rynek szkolenowy w Polsce wart jest 6 miliardów złotych (dane szacunkowe z https://www.akademiagier.com/), tak więc ma się całkiem nieźle i jego tenencje są raczej wzrostowe. To miłe, że umacniamy pęd ku edukacji i podnoszeniu naszych kwalifikacji. Ale pamiętajmy, nie każdy z nas musi być kosmonautą, lotnikiem lub setnym posiadaczem dyplomu MBA. Spójrzmy realnie na nasze możliwości i ambicje oraz otoczenie, w którym funkcjonujemy – niech one będą dla nas swoistym drogowskazem dla naszego rozwoju, może wtedy nasze dobrze wyszkolone głowy zyskają i stanowić będą o prawdziwej jakości w wykonywanej przez nas pracy?
A może nasza wewnętrzna mądrość będzie tym, do czego powinniśmy zmierzać w ramach samorozwoju? Niezależnie od tego, najważnieszy jest cel – po co to robię i co mi to da?